piątek, 30 grudnia 2011

Patagonia z lotu ptaka

Dojeżdżamy do Puerto Natales późno wieczorem, a nasze żołądki krzyczą JEŚĆ!!! Szukamy więc szybko noclegu i idziemy do knajpy poleconej przez właściciela hostelu, w którym się zatrzymujemy. W restauracyjce szybko studiujemy kartę dań i zamawiamy wszysto w wersji plata de pobres. Normalnie taką porcję mielibyśmy dla dwóch osób, ale dzisiaj wchłoniemy wszystko ;-) W Chile przed posiłkiem zazwyczaj podają salsę (sos) z pomidorów, cebuli, pikantnej przyprawy aji, z dodatkiem kolendry albo pietruszki. Do tego są ciepłe bułeczki i masło. Dzisiaj ta przystawka smakowała nam jak nigdy;-) Plata de pobres też. Do tego litrowe piwo i już czujemy się lepiej ;-) (28.12) Dzisiaj opuszczamy Puerto Natales. Mamy kilka godzin do wylotu, które przeznaczamy na sprawy techniczno-organizacyjne. W pralni dowiaduję się, że w regionie, w którym wczoraj byliśmy wybuchł pożar. Silny wiatr szybko rozprzestrzenił ogień w promieniu kilku kilometrów. Rano pożarem objętych było ok. 20 hektarów lasu, po południu już 40. Ostatecznie pożar objął ok. 300 hektarów. Patrząc na ukształtowanie terenu można powiedzieć, że to tylko 300 hektarów wciśniętych pomiędzy górskie zbocze, a jezioro Lago Grey. Przyczyną pożaru był najprawdopodobniej niedopałek papierosa rzucony przez jakiegoś idiotę. Niestety na szlaku widzieliśmy sporo takich osób - trampeczki na nogach, fajeczka w ustach, radyjko grające skoczną muzyczkę... Ręce normalnie opadają. Mieliśmy sporo szczęścia. Jakby pożar wybuchł wcześniej, a my bylibyśmy cały czas w okolicach Refugio Grey, to powrót mielibyśmy odcięty. Podobno ewakuowali z tego rejonu ok. 20 turystów... Na lotnisko dotarliśmy chyba dużo wcześniej niż powinniśmy mając w pamięci dosyć swobodne podejście do czasu na lotnisku w Ushuaia. Podjeżdżamy, a tam pusto. Nikogo nie ma i tylko wiatr hula po pasie startowym. Hmm... Chyba musimy poczekać. Samolot przylatuje zgodnie z rozkładem. Wbrew obawom jest to pełnowymiarowy boeing, a nie jakiś kukuruźnik tanich linii lotniczych. Nasz przelot składa się z dwóch części. Najpierw lecimy do Puerto Montt, a później tym samym samolotem do Santiago de Chile. Na lotnisku nie ma żadnego ruchu, tak więc bez zbędnych oczekiwań samolot startuje. Po chwili pilot informuje pasażerów, że przelatujemy nad Parkiem Narodowym Torres del Paine. Widzimy z góry dym unoszący się nad skrawkiem ziemi wciśniętym pomiędzy góry a Lago Grey.


Niestety dużo więcej w tej części Patagonii już nie widzieliśmy ze względu na grubą warstwę chmur. Jednak po upływie ok. 20 min. wlecieliśmy nad obszar, nad którym było mało chmur, dzięki czemu mogliśmy podziwiać z góry system lodowców, który ciągnie się przez blisko 350 km, a później widzieliśmy fiordy, którymi płynęliśmy promem.








Jednym słowem - mieliśmy możliwość zetknięcia się z Patagonią z perspektywy wody, ziemi i powietrza :-) Przelot liniami lotniczymi Sky Airline zaskoczył nas jeszcze oferowanym serwisem. Myśleliśmy, że kupiliśmy tanie bilety jakiegoś podrzędnego przewoźnika, a okazało się, że na pokładzie dostaliśmy pełnowymiarowy posiłek :-) Co więcej, po wylądowaniu w Puerto Montt część pasażerów wysiadła, część się dosiadła i w drodze do Santiago serwowali drugi posiłek w formie kolacji z winem. Bardzo nam te linie lotnicze przypadły do gustu ;-) Santiago przywitało nas potwornym upałem - w trakcie dnia temperatura przekracza tu obecnie 30 stopni. Chyba jednak wolę patagońską pogodę, gdzie przy ok. 20 stopniach mówi się, że jest bardzo gorąco. Kilka dni temu robiliśmy rezerwację hostelu, tak więc nie mieliśmy tym razem problemu z noclegiem. Po dokonaniu rezerwacji dostaliśmy od Aji hostel pełną informację w jaki sposób się do nich dostać (różne opcje począwszy od transportu publicznego, skończywszy na taxi - wszystko podane razem z cenami). My zdecydowaliśmy się na skorzystanie z Transvip - są to busy, które rozwożą ludzi z lotniska pod wskazane adresy - coś w formie kolektywnej taksówki. Wygodne i w miarę tanie rozwiązanie, które jak najbardziej polecamy, a nocleg znaleźliśmy na portalu: http://www.hostels.com/santiago/chile

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz