Przejeżdżamy przez Osorno, Pto Varas, do Pto Montt mamy zaledwie 20-30 km - poza zielenią rzuca nam się w oczy jeszcze coś. Na początek to COŚ jest mało uchwytne. Po chwili nadajemy temu nazwę - PORZĄDEK. Oczywiście nie taki totalny, ale domy są jakieś takie bardziej porządne, na ulicach większy ład. Na ulicach prakcznie same nowe samochody. Momentami mamy wrażenie jakbyśmy byli bardziej w Europie niż w Ameryce Południowej. Wszystko jednak na chwilę wraca do "normy" na przedmieściach Pto Montt, gdzie domy wyglądają na raczej na opuszczone. W centrum znowu mamy "Europę" - nowoczesne centrum handlowe, w którym wszystko można kupić. Tutaj podobnie jak u nas od początku grudnia króluje gwiazdkowa komercha - kolędy po hiszpańsku z angielskimi wstawkami, gwiazdor zapraszający na zakupy... Robimy zakupy i uciekamy stąd.
Jedziemy do Pto Varas, które jest jednym z kilku miast w okolicy założonych przez niemieckich imigrantów, przybyłych w te okolice pod koniec XIX wieku. W 1845 na zaproszenie Chile przybyło tutaj 150 rodzin niemieckich. W ślad za nimi przypłynęło tutaj 66 statków z Hamburga z kilkoma tysiącami osadników, którzy stworzyli tutaj swoją małą ojczyznę. Widać, że niemieckie podejście do gospodarowania pozostało we krwi tutejszych mieszkańców. Wszędzie w tej okolicy jest ład i porządek, a w październiku organizowane jest tutaj October fest :-) Obecnie cała okolica przygotowuje się już do okresu świątecznego - na głównym skwerze Pto Varas stoją już choinki, a sztuczny gwiazdor wzbudza zainteresowanie dzieciaków.
Pto Varas położone jest nad olbrzymim jeziorem Llanquihue, nad którym góruje swoją sylwetką wulkan Osorno. My oczywiście w pierwszych kontaktach z wulkanami nie mamy za dużo szczęcia i zamiast pięknego widoku widzimy coś takiego ;-)
Standardowo musimy znaleźć nocleg. Liczymy na to, że nad jeziorem znajdziemy jakąś miejscówkę. W końcu, po ok. 30-40 km jazdy trafiamy do małej wioseczki Ensenada i znajdujemy camping! Wszystko wygląda jakby było zamknięte. Na środku placu stoi doszczętnie spalony budynek recepcji... Hmm... Chyby znowu nie mamy szczęścia. Okazuje się jednak, że camping działa, można się rozstawić z namiotem nad samym jeziorem, jest ciepła woda, darmowe Wi-Fi i wszystko to za 4000 peso (ok 25 pln) za nocelg za dwie osoby! Zostajemy tu na kilka dni! :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz