sobota, 3 grudnia 2011

PN Radal Siete Tazas

Po wyjeździe z Pichilemu udajemy się w kierunku Valle de Colchagua. Kolejnej doliny, z której pochodzą wyśmienite wina. Jesteśmy na miejscu jednak dosyć późno i podjeżdżamy tylko do jednej winnicy. Typowego wine tasting tutaj nie ma. Można wykupić wycieczkę, ale jest już 16 i Kasia obawia się trochę, że znowu możemy mieć problem ze znalezieniem sensownego noclegu. Kupujemy zatem tylko flaszkę wina i jedziemy dalej.

Przez chwilę nie możemy się zdecydować, w którym kierunku się udać. Ostatecznie decydujemy się na dojazd do PN Radal Siete Tazas. Kasia zainspirowana małym zdjęciem wodospadów w przewodniku chciała tam pojechać. Jest to trochę daleko, ale w tej części Chile mają rewelacyjne drogi, tak więc jest szansa, że uda się dotrzeć do tego miejsca.

Tak na marginesie - trochę dziwny jest ten kraj. Drogi mają tutaj rewelacyjne. O takich autostradach w Polsce możemy tylko marzyć. Ale duża część obszarów miejskich to jeden wielki kołchoz. Rozwalające się budynki, szopy, budki - jeden wielki pierdolnik. Na ulicach jednak jeżdżą nowiutkie samochody i gdzieniegdzie widoczne są nowiutkie supermarkety, stojące obok targowisk. Widać, że rozwarstwienie w tym społeczeństwie jest duże...

Wracając jednak do tematu - dojeżdżamy do Radal Siete Tazas. W końcu znajdujemy campingi! Problem jednak w tym, że wszystkie są zamknięte! Sezon letni najwidoczniej jeszcze się tutaj nie zaczął... Na jednym z campingów widzimy jednak kilka namiotów. Nikogo z obsługi nie ma, ale najwidoczniej można się rozbić. Miejsce piękne. W dole szumi rzeka. Nad głowami stare, wielkie drzewa, a dookoła góry. Rewelacja. Wreszcie mamy to czego szukaliśmy.



Rano (2.12) zbieramy się o świcie. Chcemy zobaczyć kaskady, z których słynie ten park narodowy, a do przebycia mamy jeszcze kawałek szutrową drogą i musimy jeszcze dzisiaj wrócić do Santiago de Chile. Wstajemy przed 6 i już przed 8 jesteśmy w parku narodowym. Wejście płatne, ale nikogo o tej porze nie ma, tak więc wchodzimy za free.

Kaskady wodospadów są imponujące.





Jednak nie tylko woda robi na nas pioronujące wrażenie. Idąc ścieżką w lesie natrafiamy na włochate i wielkie pająki. Cholera wie, czy są jadowite, tak więc na wszelki wypadek staramy się nie wchodzić im bezpośrednio w drogę.


W drodze powrotnej zagadujemy w sprawie tych pająków lokalesa. No - no son peligrosos. Odpowiada na nasze pytanie kręcąc głową z uśmiechem. Czy ja wiem? Pomimo tego, że nie są niebezpieczne, włochate stwory nie wzbudziły naszego zaufania ;-)

2 komentarze:

  1. I chocby dlatego moja noga nigdy nie postanie w miejscu, gdzie sa takie stwory ;))

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakie stwory? Bardzo sympatyczne pajączki ;-)))

    OdpowiedzUsuń