piątek, 23 grudnia 2011

Wesołych Świąt!

(22.12) Opuszczamy El Calafate, miasto wyzysku i żerowania na turystach i jedziemy w kierunku Pto Natales. Na szczęście bilety na przejazd kupiliśmy dzień wcześniej w El Chalten. Jakbyśmy ich nie mieli, to musielibyśmy niestety siedzieć tutaj kolejny dzień.

Do Pto Natales mamy ok. 5 godzin jazdy. Wszystko oczywiście zależy od tego ile nas będą trzymać na granicy w związku z szopką karteczkową, którą tutaj namiętnie uprawiają. Jednocześnie 5 godzin to wystarczająco dużo czasu, żeby na spokojnie wpatrzeć się w patagoński krajobraz. Autobus jedzie płaską równiną. Na horyzonice ciągnie się pasmo ośnieżonych gór. Na pozór jest to krajobraz monotonny i po chwili mógłby się trochę znudzić, jednak przestawienie percepcji na wnikliwe patrzenie pozwala dużo dostrzec.


Patagoński step jest bardzo różnorodny i ma dużo kolorów. Widać na nim jednocześnie efekty ludzkiej działalności. Mijamy tereny prywatne, które odgrodzone są siatką zakończoną drutem kolczastym. Za ogrodzeniem pasą się stada owiec i bydła. Te obszary są w znacznym stopniu ogołocone z roślinności. Natomiast pas ziemi pomiędzy drogą, a tymi ogrodzeniami obfituje w bujną stepową roślinność. Postawione zasieki stanowią dla wielu guanaco zaporę nie do przebycia. Zwierząta migrując z miejsca na miejsce zmuszone są do przeskakiwania tych płotów. Nie wszystkim się to jednak udaje... Widok szkieletów guanaco wiszących na płotach jest dosyć smutny... W drodze miajmy również stadka strusi. Nandu podobnie jak guanaco są tutaj naturalnymi mieszkańcami. Jak zatem widać patagoński step obfituje w życie.


Granicę przekraczamy w Dorotea. Pomimo karteczkowego cyrku i prześwietlania bagaży odprawa idzie sprawnie. Skrupulatność celników i zaangażowanie w wykonywaną pracę są tak duże, że w zasadzie można byłoby w kurtce, czy w spodniach przewieźć co się chce. Pani na granicy się pyta - "Czy ma pan coś do oclenia?". "Nie" - odpowiadam. "A czy ma pan przy sobie jajka, miód albo salami?" - pyta ponownie. "Nie" - odpowiadam ponownie. "Jest pan pewien?" "Tak". I po temacie... Tylko po co tracimy na ten cyrk tyle czasu?...

W Puerto Natales mamy dzień przygotowań przed jutrzejszym wyjazdem na trecking w Torres del Paine. Znikamy w góry na najbliższe 5 dni i nie będzie z nami żadnego kontaktu w tym czasie. Dlatego z dwudniowym wyprzedzeniem dzwonimy do najbliższych z życzeniami świątecznymi :-) U Was pewnie atmosfera świąteczna w pełni. Tutaj pomimo, że w miastach i miasteczkach wszędzie są ozdoby świąteczne jakoś tej atmosfery nie czujemy, a mikołaj siedzący na saniach postawionych na trawniku, na którym kwitną kwiaty wygląda jakoś dziwnie ;-) Podobno w Patagonii gwiazdor przyjeżdża z prezentami na saniach, które nie są zaprzężone w renifery, ale w guanaco. Zobaczymy ;-)

Doszliśmy do wniosku, że zrobimy sobie dzisiaj przyspieszoną ucztę wigilijną. Na wieczerzy obowiązkowo musi być ryba, tak więc idziemy do lokalnej knajpy na rybę w wydaniu plata de pobres. Jedzenia jest dużo i jest bardzo smaczne. Czujemy się po tym wszystkim objedzeni jak po dwóch świątecznych dniach ;-)


Jednym słowem - Feliz Navidad! :-)

1 komentarz: