piątek, 4 lutego 2011

Jutro wylot…

Ostatnia faza przygotowań do wyjazdu, dopinanie ostatnich spraw, pakowanie… No i uciekające godziny zbliżające nas do wyjazdu. A wylot już w sobotę o 16.50. Zgodnie z planem w Auckland będziemy już w poniedziałek (!) o 11.10 czasu lokalnego. Wszystko dzięki temu, że mamy bardzo sprawnie zestawione loty i doliczamy łącznie 12 godzin ;-) Zakładamy, że żadnych opóźnień nie będzie, chociaż wieści meteorologiczne z tamtej części świata są lekko niepokojące – ostatnio szaleją tam cyklony. Aktualnie w Australię wbił się Yasi, a Wilma w zeszły weekend „zahaczyła” o północną wyspę Nowej Zelandii… Podobno był to najsilniejszy cyklon na NZ od 14 lat. Niestety Wilma przetoczyła się przez obszar, który chcieliśmy zobaczyć w pierwszym tygodniu wyprawy… Tak więc jeszcze nie wyjechaliśmy, a już musieliśmy zmienić naszą marszrutę. Kierunki naszej podróży będą jednak zdeterminowane pogodą, a raczej jej brakiem, bo na wyspach dużo pada. Mówi się, że w Fiordlandzie na południowej wyspie pada 400 dni w roku – mówi samo za siebie ;-) Nie zraża nas to jednak i mamy zamiar zrealizować nasz plan, który zakłada połączenie aktywności w ramach trzech żywiołów obejmujących ziemię, wodę i powietrze. Jeżeli wulkany możemy zaliczyć do kategorii „ogień”, to w sumie zamierzamy zmierzyć się z czterema żywiołami. Na razie więcej nic nie piszę – jak się coś zadzieje, to dam(y) znać ;-)

Mam jeszcze taką małą refleksję – pierwszy raz w życiu zdarza  mi się, że wylecę zimą, wyląduję latem, wylecę jesienią i dolecę z powrotem na wiosnę. Trochę nam się w tym 2011 roku poprzestawiają pory roku ;-)

M

5 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakie macie super rybie-oko! Ciekawe skąd takie macie? :)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Ładne, prawda? Mieliśmy dobrego doradcę przy wyborze obiektywu ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ha! Dopiero teraz zauważyłam, że na zdjęciu jest...nieodłączny element pakowania się: WAGA! Wyrabiacie normę? :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Z tym pakowaniem to jakaś masakra była. Zgodnie z pierwotnymi informacjami mieliśmy 2x 20kg + bagaż podręczny... No i po spakowaniu część gratów okazało się, że jesteśmy w czarnej dupie z tym pakowaniem ;-) Kasia była nawet skłonna poświęcić statyw i z niebezpiecznie zaczęła przyglądać się niezbędnym do życia friendom, kościom i innym tego typu wynalazkom ;-) Na pytanie: To ile razy zamierzasz się wspinać podczas wyjazdu? Odpowiedziałem: Sprawdź ile kosztuje nadbagaż ;-) Okazało się, że fortunę... Tak więc zaproponowałem eryfikację, czy rzeczywiście mamy tylko 2x 20kg. Po rozmowie z Frau info linia z Lufthanzy okazało się, że jest jedak 2x 23 kg... Ufff - może się upiecze, bo teraz przekraczamy limit minimalnie ;-)

    Pzdr

    M

    OdpowiedzUsuń