poniedziałek, 14 marca 2011

Sauvignon Blanc czy Pinot Gris?

Opuszczamy nieszczęsny camp w Pohara… Po wczorajszej przygodzie w nowozelandzkim buszu (a raczej w lesie deszczowym) nie mam(y) ochoty tam wchodzić ponownie. Tak więc (we wtorek 8 marca) zbieramy się i jedziemy w kierunku doliny, którą przepływa rzeka Wairau.
Zanim tam jednak docieramy musimy jeszcze przejechać przez dobrze nam już znane miejscowości Takaka i Motueka, gdzie skręcamy na wąską lokalną drogę, która prowadzi wprost do Nelson Wine Country J Jedziemy sobie przez sady, pola i winnice oczywiście. W pewnym momencie napotykamy taki oto znak:

Tego wprost nie można ominąć! W zasadzie testowanie win mieliśmy zacząć jutro w regionie Marlborough, ale co nam szkodzi rozpocząć ten proces już dzisiaj? ;-) Zajeżdżamy zatem do winnicy Golden Hills. Małej lokalnej winnicy, która na tutejszym rynku prowadzi działalności zaledwie od 8 lat. Relatywnie krótki staż winiarni ma swoje zalety – pani przyjmująca gości w ramach tzw. cellar door (takie drzwi otwarte w winnicy) stara nam się możliwie dużo opowiedzieć i do kolejnych kieliszków wlewa trochę więcej wina niż tylko na zamoczenie języka ;-) Następuje seria pytań i odpowiedzi. Dowiadujemy się m.in. dlaczego wina na Nowej Zelandii nie są korkowane, tylko są zamykane zakrętkami. Odpowiedź jest prosta – Nowozelandczycy są po prostu praktyczni, a wina są od tego żeby się nimi rozkoszować, a nie „walczyć” z korkami, które potrafią się kruszyć ;-) Rozwiązała się również zagadka czemu winorośle są zawijane w siatki – mieliśmy dwie teorie: 1) siatki stanowią ochronę przed ptakami, 2) siatki akumulują ciepło słoneczne, przyspieszając w ten sposób proces dojrzewania winogron. Okazało się, że siatki chronią przed ptaszorami, a do akumulacji ciepła używa się specjalnych mat. Wyjeżdżamy w pełni usatysfakcjonowani z butelką wybornego wina. A w zasadzie to jedzie Kasia. Ja już dzisiaj za kierownicą nie siadam ;-)
Dojeżdżamy w końcu do Wairau River Valley. Przejazd tą doliną jest w zasadzie pewnego rodzaju pożegnaniem z bezkresnymi przestrzeniami Wyspy Południowej. Dolina z dwóch stron otoczona jest pasmami górskimi. Tutaj panuje już jesienna aura. Drzewa zaczynają się złocić, siąpi jesienny deszcz i jest już niestety chłodno. Trochę za chłodno i za mokro na nocleg, ale w sam raz na przystanek, który pozwala nam się jeszcze nacieszyć tym krajobrazem.
Przejeżdżamy całą dolinę i im bliżej wybrzeża tym cieplej. Docieramy do Marlborough Wine Country. Jest to niekwestionowana stolica produkcji wina na Nowej Zelandii. W tym regionie działa około 70 winiarni, które wytwarzają ok. 60% - 70% łącznej produkcji wina w tym kraju. Mijamy hektary pagórków pociętych równymi rzędami winorośli. Co jakiś czas mijamy szyldy winiarni. Część z nich nawet już kojarzymy. Nie ukrywamy, że podczas tego wyjazdu bardzo przypadły nam do gustu białe wina. Dotychczas jednak zaopatrywaliśmy się w sklepach i supermarketach – jutro zamierzamy przetestować wina z trochę wyższej półki.
Nocleg (oczywiście na dziko) spędzamy na skraju winnicy położonej nad Clifford Bay. Liczymy na to, że rano wschodzące słońce będzie niesamowicie wyglądać na winnicowych pól. Budzimy się niedobrowolnie przed świtem i przed budzikiem (mamy już środę 9 marca). W zasadzie to budzą nas strzały, które zaczęły się rozlegać w kilku miejscach równocześnie. Cholera! Strzelają! Do nas?! Nie… Na szczęście nie ;-) Okazuje się, że dojrzewające winogrona przyciągają uwagę ptaków. Jedną z form obrony przed ptakami (poza siatkami) jest odstraszanie ptaków odgłosami strzelania. W odgłosach kanonady strzelniczej jedziemy w kierunku Blenheim.
 
Czas zatem rozpocząć naszą wycieczkę po winnicach w obrębie miejscowości Renwick. Kilka dni temu zastanawialiśmy się nad opcją wykupienia wycieczki po winiarniach, ale jak odkryliśmy, że cellar doors są otwarte nie tylko dla wycieczek zorganizowanych, ale również dla turystów indywidualnych, to postanowiliśmy równowartość tej wycieczki wydać na kilka butelek wina J

Na pierwszy ogień idzie winnica Cloudy Bay. Nazwa winnicy bierze się od nazwy zatoki, nad którą położony jest cały region. Winnica posiada również charakterystyczne logo. Jest nim wizerunek delfina Pelorus, który kiedyś pływał w tej zatoce. W cellar door poznajemy sommelier'a z USA, od którego wyciągamy sporo informacji na temat win J W sumie testujemy cztery rodzaje białego wina: Pelorus NV (coś w rodzaju musującego orzeźwiającego wina), Savignon Blanc 2010, Te Koko 2007 (Te Koko to maoryska nazwa Cloudy Bay) i Pinot Noir 2008. W naszym małym rankingu wygrywa Savignon Blanc ;-) 

Następnie, po sąsiedzku, odwiedzamy winiarnię Allan Scott. Tutaj dowiadujemy się na czym polega różnica pomiędzy winami typu „Prestige” oraz „Estate”. Jedna z różnic jest oczywista – jest nią cena ;-) Różnica w cenie wynika natomiast z tego, że wina typu Prestige w winiarni Allan Scott są wytwarzane z jednego rodzaju winogron, które są uprawiane w winnicach Allan Scott. Wina typu „Estate” są albo mieszankami win, albo są wytwarzane z winogron uprawianych w innych winnicach na potrzeby Allan Scott. Ciekawe… Jest jeszcze jedna różnica – wina Prestige mają wyraźnie lepszy smak. Ponownie próbujemy cztery rodzaje win i tym razem naszym zwycięzcą okazało się wino Allan Scott OMAKA Pinot Gris 2009. Na koniec zadajemy jeszcze jedno pytanie. Od jakiegoś czasu intryguje nas dlaczego przed rzędami z winoroślami rosną róże. Okazuje się, że róże po prostu przyciągają wszelkiego rodzaju robactwo i choroby, chroniąc w ten sposób pędy winorośli…

Trzecią odwiedzoną winiarnią jest Nautilius. Właściciel tej winiarni mieszkał kiedyś na wyspach Pacyfiku i do gustu przypadł mu pewnego rodzaju white squid. Muszla tego morskiego żyjątka stała się więc znakiem charakterystycznym tej winnicy (przypuszczamy, że białe wina produkowane w tej winnicy pasowałyby do wszelkiego rodzaju owoców morza). Tutaj po kilku kieliszkowych rundach wygrywa Twin Islands – Sauvignon Blanc Marlborough 2010. Wino, które ma zapach lata – w sam raz na wczesnojesienne popołudnie ;-)

Naszą wycieczkę kończymy w winnicy Gibson Bridge. Jest to bardzo młoda winnica, prowadzona przez małżeństwo, które postanowiło zmienić swój styl życia. Ich hasłem przewodnim jest Excellence through Passion. Rzeczywiście widać u nich pasję i zaangażowanie w prowadzenie tego biznesu. Pewnie dlatego w 2009 roku zdobyli „golden award” wśród tutejszych winnic prowadzących cellar doors, a w 2010 zdobyli tytuł „Cellar door award of the year” (a prowadzą działalność zaledwie od 6 lat!). Tutaj naszym niekwestionowanym zwycięzcą okazał się Pinot Gris rocznik 2008.
Po naszych winnicowych wojażach mamy 5 butelek wybornego wina, ale cały czas nie możemy się zdecydować, czy bardziej smakuje nam Sauvignon Blanc, czy Pinot Gris ;-)

Dylemat ten staramy się (częściowo) rozwiązać na naszym ostatnim campingu na Wyspie Południowej – w Whatamango Bay. Jutro rano wracamy bowiem na Wyspę Północną.

2 komentarze:

  1. Twin Islands biale najlepsze na swiecie!

    OdpowiedzUsuń
  2. No niezłe było, ale Gibson Bridge chyba pobił w tym zestawieniu największe nawet sławy ;-)

    OdpowiedzUsuń