piątek, 4 marca 2011

Pływanie z delfinami


W Kaikoura nie pojawiliśmy się przez przypadek. Wybrzeże w okolicach tego miasta jest szczególne. Znajduje się tam podwodny kanion, który sprzyja rozwojowi wszelkich żyjątek morskich, w tym delfinów, wielorybów, fok i innych takich. Zwierzęta te są tutaj chronione przez restrykcyjne prawo. Tak więc ludzie im nie zagrażają, a one ludzi się nie boją i przed nimi nie uciekają. W Kaikoura działa kilka firm organizujących rejsy na ocean, których celem jest zobaczenie dzikich morskich zwierząt w ich naturalnym środowisku. Chyba najbardziej interaktywną formą jest pływanie z delfinami. Występujące tutaj w dużych ilościach dusky dolphins wręcz uwielbiają pływać wśród łodzi oraz ludzi znajdujących się w wodzie.
Zainteresowanie możliwością pływania z delfinami jest duże i warto mieć wcześniejszą rezerwację. My niestety, na skutek naszej wczorajszej spontanicznej decyzji, pojawiamy się tutaj jedynie z nadzieją, że jednak będą jakieś wolne miejsca. W czwartek (3 marca) raniutko docieramy do biura Dolphin Encounter, gdzie dowiadujemy się, że wszystkie miejsca na najbliższe dwa dni są już zajęte… Jedyne co możemy zrobić, to zapisać się na listę osób oczekujących – jak się coś zwolni, to zadzwonią przed 12 i będzie możliwość dołączenia do grupy wypływającej o 12.30. Co zrobić… Zapisujemy się zatem na tą listę i korzystamy z uroków porannego słońca, którego ostatnio nam tak brakowało. Przy porannej kawce Kasi udaje się nawet połączyć na skype z naszym doradcą do spraw IT – Anią W. (która m.in. namówiła nas do prowadzenia tego bloga i dzięki której pionowe zdjęcia na blogu są wyświetlane pionowo).
Czasu sporo do tej 12, tak więc udajemy się do miejsca, gdzie wylegują się foki. Dużo ich tam i jeżeli się do nich za blisko nie podchodzi, to w ogóle się ludźmi nie przejmują.
W pewnym momencie dzwoni telefon i jest(!), a w zasadzie SĄ – dwa wolne miejsca! Płyniemy na spotkanie z delfinami J Wypływamy na South Bay i po kilkunastu zaledwie minutach widzimy kilkadziesiąt delfinów pływających wokół dwóch łodzi podobnych do naszej. Po chwili sternik daje sygnał pozwalający na wskoczenie do wody. Łącznie będziemy mieli takich wejść do wody pięć. Wrażenie jest niesamowite. Delfiny przepływają obok nas prawie na wyciągnięcie ręki. Przed wejściem do wody dostaliśmy wskazówki jak możemy zainteresować delfiny swoją obecnością. W końcu to my jesteśmy atrakcją dla nich, a nie one dla nas. To nie są tresowane zwierzęta i czasami mają ochotę się bawić, a czasami nie…
Za pierwszym razem stosuję strategię na „kontakt wzrokowy”. Patrzę się jednemu delfinowi prosto w oko – łapiemy kontakt i po chwili delfin zaciekawiony płynie obok mnie. A w zasadzie to płyniemy w kółko. Zabawa przednia J Kilka razy mi się tak udaje. Kasia stosowała inną strategię – „na dźwięki”. Coś w stylu „ti ti ti”. Ze średnim skutkiem jak się potem okazało ;-)
Za drugim razem ja stosuję strategię „na dźwięki” – kobitka z załogi coś tam podpowiedziała, że jakaś kombinacja dźwięków ostatnio działała – wydaję z siebie te omonatopeje i dupa totalna ;-) Tylko kilka przepłynęło obok mnie. Kasia stosowała strategię „na nurkowanie”, czyli schodzenie pod wodę i rezultat miała lepszy. No tak – jej to prosto przychodzi. W końcu płetwonurek…
Za trzecim razem wróciłem do strategii „kontaktu wzrokowego” i „robienia kółek” z delfinami. Sukces! Pływamy tak sobie z kilkoma sztukami, aż w pewnym momencie gubię jedną płetwę… Masakra jakaś… Delfiny sobie odpłynęły, a ja wkurzony pływam w jednej płetwie i się rozglądam z nadzieją, że moja płetwa jednak nie utonęła… Jest! Na szczęście unosiła się jeszcze w wodzie J Po założeniu płetwy poprawiam technikę pływania, co sprawia, że staję się ponownie atrakcyjnym obiektem dla delfinów;-)
Za czwartym razem trafiamy na całe stado dusky dolphins – jest ich kilkadziesiąt! Tym razem stosuję strategię „wszystkie chwyty dozwolone”, czyli: kontakt wzrokowy, pływanie z delfinami w kółko, pływanie na boku, dźwięki typu „triiii, triiii, triii” (działały najlepiej) i schodzenie pod wodę (podpatrzone u Kasi, która notowała wysoki współczynnik interakcji z tymi ssakami). Sukces! Pełen sukces! J Odlot totalny. Delfiny przepływają z boku, z góry, z dołu. Jeden nawet się o mnie otarł. Jak się schodzi pod wodę, to podpływają bardzo blisko. Prawie nosami dotykają naszych masek i od razu odpływają. Są tak szybkie, że nie pozwalają jednak żebyśmy my je dotykali. Ta runda była najdłuższa i najlepsza. Zmęczeni i uśmiechnięci wchodzimy na pokład, gdzie zastanawiamy się kto ma lepszą zabawę – my, czy one?:-)
W piątej rundzie stosujemy dobrze sprawdzone triki i jest nieźle. Chociaż delfinów nie jest już tak dużo jak w rundzie czwartej ;-)
W drodze powrotnej przez jakiś czas towarzyszą nam jeszcze delfiny.
Mijamy też łódź, w okolice której zleciały się albatrosy. Potężne ptaki, których rozpiętość skrzydeł sięga nawet 3 metrów. Wieloryba niestety nie mamy przyjemności zobaczyć, chociaż podobno kręcił się gdzieś w okolicy.
Przeżycie niesamowite. Pływanie z delfinami jest jedną z tych rzeczy, którą w życiu naprawdę warto zrobić J
Po powrocie na ląd udajemy się do przydrożnego grilla, z którego serwują świeże owoce morza. Na naszym talerzu ląduje między innymi crayfish.

Nasz morski dzień kończymy ponowną wizytą w miejscu, gdzie są foki. Jest już przypływ, tak więc fok nie ma aż tak dużo jak rano. Jednak jest jedna niezwykle aktywna foka, która urządza wręcz pokaz przed aparatami fotograficznymi. Siedzimy sobie na murku – foka jakieś 3-5 metrów od nas. Pręży się i kręci na wszystkie strony. Ewidentnie daje pokaz. Fotografowie strzelają fotkę za fotką. Aż w pewnym momencie „nasza modelka” musiała się ostro wkurzyć – wydała z siebie bojowy ryk, po czym w trzech szybkich podskokach ruszyła w naszym kierunku. Ledwo zdążyliśmy nogi na drugą stronę murka przerzucić. Delfiny są zdecydowanie bardziej przyjazne… i nie śmierdzi im tak z pyska jak fokom ;-)

2 komentarze:

  1. Bardzo fajny napisany blog i ladne zdjecia. Poczytalismy sobie o was troche po sniadaniu i z pewnoscia zajrzymy tu jeszcze. Zabawne bylo czytanie dnia w ktorym Marcin dostal mandat. Jako ze czytamy zdanie z bloga i wymieniamy komendtarze ktore byly identyczne "slowo w slowo" do waszych jakie zamiesciliscie na blogu. Pozdrawiamy Przemek i Kasia

    OdpowiedzUsuń
  2. No staramy się troszeczkę ;-)
    Pzdr :-)

    OdpowiedzUsuń