wtorek, 5 czerwca 2012

Toskańska uczta w Sienie

Wczorajszej ulewie zawdzięczamy ponad 12 godzin snu. Nie pamiętam kiedy ostatnio tak dużo spałem. Przez ostatnie kilka dni męczyły mnie efekty uboczne szczepionki na polio, którą przyjąłem w ramach przygotowań do wyjazdu do Tanzanii (o czym więcej we wrześniu jak wszystko dobrze się poukłada) i mój organizm funkcjonował na dziwnych obrotach...

We wtorkowy poranek (22.05) z ociąganiem zaczęliśmy się zbierać - namiot mokry, na dworze zimno, a my na śniadanie jedynie ciasteczka kakaowe mieliśmy... Co robić w taką pogodę? Chyba tylko zwiedzać jakieś miasto (jest to ostatnia rzecz, na którą zazwyczaj mam ochotę)... Pojechaliśmy zatem do Sieny, która w zaledwie kilka godzin podbiła nasze serca i wydrenowała mocno nasze portfele ;-)

Mam wrażenie, że Siena jest mniej "sztywna" od Florencji i włóczenie się po uliczkach położonych na wzgórzu jest bardziej przyjemne.




















Obeszliśmy kilka placów, nie weszliśmy do żadnego z muzeów i na jednej z ulic nasz wzrok przyciągnęła grupa osób zajadająca się toskańskimi wędlinami i serami, które były suto popijane czerwonym winem. Nasze nogi podążyły szybko za wzrokiem i węchem (tym bardziej, że była to już godzina, w której nasze żołądki zaczęły się dopominać paliwa do dalszego chodzenia) i w taki oto sposób trafiliśmy do Antica Pizzicheria - al Palazzo della Chigiana prowadzonej przez Antonio de Miccoli. Po przekroczeniu progu sklepu mieliśmy wrażenie jakbyśmy trafili do innego świata. Z sufitu zwisały całe udźce szynki prosciutto - cudny widok (oczywiście dla tych, którzy mięsiwem nie gardzą), za ladą ustawione były rzędy różnorodnych serów, kiełbas, salami i oliwek w zalewach, a ściany owego miejsca pokryte były rzędami butelek wina. W ramach uzupełnienia należy wspomnieć o muzyce, która jednemu z anglojęzycznych gości przypomniała wspaniałe lata 60-te stymulowane skrętami. Dodam tylko, że muzyka była w stylu elektronicznym. Ciekawa mieszanka ;-)

Pan za ladą płynną angielszyczyzną z włoskim akcentem zapytał się na co mamy ochotę. Oczywiście zgodnie stwierdziliśmy, że chcemy podobną deskę toskańskich smakołyków. No i w tym momencie zaczął się pokaz związany w popisowym krojeniem wędlin i serów oraz pieczywa. Po chwili otrzymaliśmy do tego wszystkiego dwa kieliszki, które wypełnione były rubinowym Chianti Classico. Jak się okazało nawet w brzydką pogodę można rozkoszować się w Toskanii, ale od kulinarnej strony ;-)





Przy okazji pobytu w sklepie mieliśmy okazję wymienić się opiniami z parą Hiszpanów - pani jak tylko zorientowała się, że trochę rozumiemy w jej ojczystym języku zalała nas potokiem słów wychwalając kuchnię Andaluzji ;-) W swoim czasie i tam dotrzemy ;-) Póki co jesteśmy tutaj i staramy się korzystać z toskańskich uroków.


Sienę opuściliśmy w tradycyjnych już strugach deszczu... Nie mając sprecyzowanych dalszych planów ruszyliśmy w kierunku wybrzeża. W taki oto sposób trafiliśmy do Marina di Grosseto, gdzie spędziliśmy kolejne trzy noce ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz