wtorek, 5 czerwca 2012

Jedziemy na Westa

Od powrotu z Ameryki Południowej wszystko u nas zmienia się jak w kalajdoskopie. Może nie w pełni tak jakbyśmy sobie tego życzyli, ale w życiu chyba trzeba być elastycznym... Nie dając się w szczegóły podsumuję to tak - Kasia jest cały czas na urlopie, a ja mam drugą połowę maja wolną...

Takiej sytuacji nie można zmarnować, a więc kupujemy przewodnik po Toskanii, na wszelki wypadek pożyczamy od Krzyśka topo wspinaczkowe, ładujemy samochód niezbędnymi gratami i w sobotę z samego rana (19.05) jedziemy na Westa. Biorąc pod uwagę, że trasa w kierunku na Katowice jest rozkopana na maksa nasze wysłużone cztery kółka kierujemy w stronę niemieckiej granicy. Przejazd autostradą A2 w jednym aspekcie przypominał mi przebywanie w Boliwii - co chwilę bez ostrzeżenia trzeba było płacić. Doszukując się pozytywnych aspektów należy jednak zaznaczyć, że po raz pierwszy w życiu po przejechaniu granicy miałem wrażenie, że po naszej stronie jest lepiej i ładniej, a wynika to z tego, że ostatni kawałek A2 w porównaniu ze starą i wyjeżdżoną niemiecką autostradą jest imponujący ;-) Do rejonu przygranicznego pomiędzy Austrią a Włochami dojechaliśmy bez większych problemów, a widok gór w Tyrolu sprawił, że krew w moich żyłach zaczęła radośniej krążyć ;-)

Przy okazji naszego pierwszego campingu w Warnie przypomniał mi się nasz pierwszy nacleg w Dolomitach. Po kilkunastu godzinach jazdy dojechaliśmy wówczas również w rejon przygraniczny i z tej radości, że już jesteśmy we Włoszech poszliśmy na pizzę do knajpy, która nazywała się Hans ;-) Pomimo austriacko brzmiącej nazwy i niemiecko brzmiącej obsługi włoska pizza była wyśmienita (chyba nawet najlepsza ze wszystkich, które jedliśmy podczas tamtego wyjazdu). Tamten wyjazd był bardzo dobrze zorganizowany i na pytanie Kasi: "Gdzie mamy nocleg?" - odpowiedziałem: "Gdzieś tu powinien być jakiś camping, a jak nie będzie, to niedaleko stąd jest fajne pole, na którym można rozstawić namiot." W pierwszej chwili Kasia myślała, że sobie żartowałem. Po chwili wyraz niedowierzania zmienił się w zdumienie mówiące: "Jak to? Nie mamy zarezerwowanego noclegu?..." Nocleg oczywiście się znalazł, ale i tak usłyszałem, że następnym razem to Kasia będzie odpowiedzialna za zorganizowanie tej sfery wyjazdu... Po kilku latach podobna scena, tylko tym razem ja zadałem pytanie: "Gdzie mamy nocleg?" - w odpowiedzi usłyszałem: "Gdzieś tu powinien być camping, a jak nie, to gdzieś indziej coś się znajdzie" ;-) Wszystko się zmienia, tylko jedno pozostaje bez zmian - na północy Włoch mieszkańcy witają przybyszów w języku niemieckim ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz