piątek, 21 września 2012

Ngorogoro

(04.09.2012) Wstajemy jeszcze przed świtem. Pakujemy nasze graty, jemy szybkie śniadanie i ładujemy się do samochodu. Przed nami spory kawałek drogi do przejechania. Naszym dzisiejszym celem jest Park Narodowy Ngorogoro, który zlokalizowany jest w ogromnym kraterze wygasłego wulkanu. Średnica dna wulkanu wynosi ok. 18 km (!). Krater powstał ok. 2,5 mln lat temu, gdy wulkan wybuchł po raz ostatni, a jego wierzchołek zapadł się do środka. Krater posiada nieprzerwaną krawędź górującą ok. 600 m nad dnem kaldery, co powoduje naturalną barierę dla świata zewnętrznego. Wewnątrz wulkanu w naturalny sposób wytworzył się swoisty rezerwat przyrody, a przebywające tu zwierzęta w większości nie opuszczają tego miejsca. Woda i roślinność są tu dostępne praktycznie przez cały rok, a więc zwierzęta nie muszą migrować w poszukiwaniu jedzenia i wody. Wszystko to czyni z Ngorogoro swoisty mikrokosmos i nie ma co się dziwić, że cały rezerwat od 1979 roku jest wpisany na listę światowego dziedzictwo UNESCO.

Poza zwierzętami prawo do przebywania na terenie Ngorogoro mają Masajowie, którzy mogą tu wypasać swoje bydło. Z resztą nazwa samego parku wzięła się od masajskiego określenia dzwonków, które krowy mają zawieszone u szyi. Dzwonki wydają bardzo charakterystyczne dźwięki w stylu „ngog gon ngong”. Właśnie od tych dźwięków wzięła się nazwa tego miejsca.
Do granicy parku dojeżdżamy bardzo wcześnie. Samochód leniwie wspina się stromą drogą – musimy wjechać na krawędź krateru (ok 2300 m.npm). Deszczowy las pokrywający zbocza wulkanu pokryty jest mgłą, z której wyłaniają się pokręcone konary drzew obrośniętych lianami. Dojeżdżamy na krawędź do punktu widokowego,  z którego niestety niewiele widać. Jedziemy zatem dalej i gruntową drogą zaczynamy zjeżdżać w dół krateru. Pierwsze zwierzę, na które natrafiamy to hiena. Jesteśmy zaskoczeni jej wielkością. Jednak mamy do czynienia z hieną cętkowaną, która jest największym przedstawicielem gatunku.


Jadący samochód wypłoszył ją z pobocza drogi i teraz ucieka przed nami snując się po drodze. Hieny cętkowane żywią się nie tylko padliną. Są to również drapieżniki, które potrafią polować na inne zwierzęta. Zdarzają się nawet sytuacje, że hieny potrafią zaatakować młode bawoły, dlatego na czas rozrodu bawoły opuszczają czasami krater i wspinają się wysoko na krawędź wulkanu żeby uciec przed tymi drapieżnikami. Patrzymy na uciekającą hienę i szczerze mówiąc nie chcielibyśmy znaleźć się w jej pobliżu poza samochodem – nie chciałbym przetestować na swojej skórze, czy jest to zwierzę agresywne.

Zjeżdżamy na dno krateru i jedziemy na spotkanie z kolejnymi zwierzakami. Po drodze mijamy strusie, gnu, zebry, antylopy. Widzimy również słonia nad strumieniem, tak więc od samego początku naszej wizyty w Ngorogoro otoczeni jesteśmy zwierzakami.
 
 
 
 
 
 
Poza dużymi zwierzętami Ewa zwraca naszą uwagę również na wszelkiego rodzaju ptaki. Co chwilę wymienia jakieś nazwy, których nie jestem w stanie zapamiętać. Widać, że ptaki są jego hobby.
 
Z oddali widzimy również nosorożce, jednak są na tyle daleko, że nie udaje nam się im zrobić zdjęcia. Mamy jednak szczęście żeby z bliska zobaczyć guźce :-)
 
 
Dojeżdżamy do niedużej sadzawki, która sprawia wrażenie swoistej oazy dla ptactwa. Patrząc na zachowanie osób z innych samochodów nie sądzę jednak, że celem naszego postoju tutaj są ptaki. Ludzie stojący w zaparkowanych samochodach intensywnie wpatrują się w horyzont. Okazuje się, że na małym wzniesieniu nieopodal jeziorka leżą dwa lwy, leniwie wpatrujące się w stado zebr. Mamy jednak wrażenie, że lwy są już najedzone, bo kompletnie nie reagują na zwierzęta, które pasą się w ich bliskiej obecności. Poza tym w ich okolicy kręci się hiena, co może skazywać, że gdzieś niedaleko pozostawione są resztki posiłku. W pobliskiej sadzawce leżą jeszcze 3 hipopotamy. Wczoraj widzieliśmy parę hipopotamów na lądzie Dzisiaj mamy możliwość zobaczyć jak wyglądają w wodzie. Leżące w sadzawce zwierzęta wyglądają jak zwalone pnie baobabów.

Jedziemy dalej nad kolejne jeziorko. Pasą się tu całe stada antylop gnu, mających charakterystyczne brody i rogi. W pewnym momencie całe stado nad brzegiem jeziora rzuciło się do ucieczki. Wśród nich pojawiła się lwica. Zwierzęta uciekły w popłochu. Lwicy co prawda nie udało się złapać żadnej antylopy, ale udało jej się oddzielić jedną sztukę od stada. Antylopa uciekła kilkadziesiąt metrów w drugą stronę, ale lwica szybko podążyła jej śladem. Czujna antylopa cały czas starała się trzymać bezpieczny dystans od drapieżnika i nie pozwalała aby lwica zbliżyła się do niej na odległość umożliwiającą atak. Myśleliśmy, że będziemy świadkami spektakularnego pościgu, ale po jakimś czasie lwica zrezygnowała z polowania i położyła się w trawie. Na obiad będzie musiała jeszcze trochę poczekać.    


 
Dojeżdżamy na drugą stronę krateru i teraz to my zaczynamy myśleć o jedzeniu. Ewa postanawia zatem, że jedziemy na lunch. Zatrzymujemy się nad malowniczym jeziorkiem, w którym jest cała masa hipopotamów. Leżą zbite w grupę w wodzie i sprawiają wrażenie ruchomej wyspy. W pewnym momencie jeden z hipopotamów siarczyście i głośno pierdnął, co spowodowało niezłe jacuzzi w wodzie i wywołało salwę śmiechu wśród ludzi stojących na brzegu ;-)

 
 
Po lunchu jedziemy już powoli w kierunku wyjazdu z parku.
 
Po drodze mijamy jeszcze bawoły pasące się na zboczach Table Hill, który jest pozostałością dawnego stożka wulkanicznego. Widać, że ta część parku przypadła bawołom do gustu, bowiem spotykamy je jeszcze nad rzeką płynącą nieopodal.

Opuszczamy Ngorogoro i jedziemy w kierunku Parku Narodowego Serengetti. Krater zrobił na nas ogromne wrażenie.
 
Ciekawe jak będą wyglądać słynne „Endless Plains”, czyli niekończące się równiny…   
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz