wtorek, 2 kwietnia 2013

Second hand diving

(11.03) Spodobało mi się to nurkowanie ;-) Z resztą w tych warunkach atmosferycznych tylko sporty wodne mają jakikolwiek sens. Wczoraj namierzyliśmy centum nurkowe PADI. Czysto, ładnie, schludnie. Pani spisała co trzeba, kazała przymierzyć jacket (firmy, której nazwę Kasia widziała po raz pierwszy w życiu) i piankę - prawie nówka sztuka, Francja elegancja ;-)

(12.03) Niestety spóźniłem się trochę na zbiórkę i w ostatniej chwili wskoczyłem do samochodu, na którym był już przygotowany sprzęt. Dopiero na przystani mogłem się przyjrzeć w czym przyjdzie nam nurkować. Generalnie obraz nędzy i rozpaczy. Poobijane butle, aparat, jacket i pianka wrzucone do torby, która wyglądała tak jakby ją wściekle rozszarpał rekin. Sama pianka wygladała tak jakby to było jej czwarte wcielenie ;-) Masakra jakaś. Podczas przygotowywania sprzętu zacząłem mieć wątpliwości, czy ludzie, którzy prowadzą to centrum nurkowe mają pojęcie o co w tym wszystkim chodzi - rurki jakieś takie poskręcane, nie w tych miejscach, w których być powinne... :-/ Po skręceniu wszystko okazało się, że jednak cały akwalung jakoś działał ;-) Pani Prowadząca (Lama) też ten swój sprzęt jakiś zdezelowany miała (m.in. jedna z płetw była zszyta jakimś mocnym sznurkiem). Sama łódka sprawiała wrażenie jakby była odkupiona po kilkunastu latach użytkowania od firmy, która chciała się już jej pozbyć...

Procedury bezpieczeństwa i plan nurkowania zostały omówione jednak sprawnie, po czym zeszliśmy pod wodę.
 


Lama okazała się być nurkiem szperaczem, który pod kamieniami jest w stanie wyszukać różne różności - a to ślimaka morskiego znalazła, a to małą ośmiornicę wyciągnęła. Mantę namierzyła, rekina rafowego znalazła. Homara namierzyła w jakiejś szczelinie. Żółwia dogoniła... Jednym słowem nurkowanie obfitujące w różne podwodne stwory ;-)





W przerwie pomiędzy nurkowaniami musieliśmy odczekać aż poziom azotu w organiźmie spadnie do odpowiedniego poziomu. Okazało się, że komputer, który posiadał jeden z uczestników nurkowania był chyba w lepszym stanie niż ekipy organizatorów, a więc kolejne wejście do wody zrobiliśmy zgodnie z odczytami nowszego sprzętu ;-)

Drugie nurkowanie mieliśmy już w innym miejscu. Channel rock jest wypłyceniem pomiędzy Praslin a La Digue. Na głębokości kilkunastu metrów znajdują się bardzo ciekawe formacje skalne porośnięte koralowcami. Dla odmiany przyszło nam pływać w dosyć mocnym prądzie. Człowiek się namachał płetwami, a i tak prawie stał w miejscu ;-)








Pomimo początkowych obaw nurkowanie było całkiem udane :-)

To już koniec naszego pobytu na La Digue. Czas na kolejną wyspę. Popołudniu płyniemy na Mahe - największą wyspę archipelagu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz