sobota, 26 listopada 2011

America del Sur - lecimy już mañana

To już jutro. Wylot o 19.05. Najpierw Paryż. Dwie godziny czekania i lecimy dalej do Santiago de Chile. Jak wszystko dobrze się ułoży, to w poniedziałek nad ranem będziemy przelatywać nad Andami. Trochę to abstrakcyjne, a jednak ;-)

Od zaczepnego pytania Kasi (dla zainteresowanych - post pt. "Deja vu") minęło pół roku. Sporo się przez ten czas działo, a końcówka to jakaś szalona była i przepełniona plagami egipskimi albo jak to pan doktor Tomasz stwierdził raczej plagami peruwiańskimi lub boliwijskimi. Zaczęło się od infekcji, po której wylądowaliśmy na antybiotyku, a skończyło na rwie kulszowej, po której ledwo chodzę. Jutro rano czeka mnie jeszcze zbawienna seria kolejnych zastrzyków - masakra jakaś...

W tym między czasie, pomimo natłoku zajęć wszelakich dosyć intensywnie walczyliśmy z hiszpańskim (¡Hugo - gracias por la ayuda!). Coś tam kumamy, ale i tak obawiamy się, że pierwszy kontakt z chilijską, argentyńską, czy boliwijską wersją castellano może skończyć się na wypowiedzeniu krótkich zdań typu: ¡No entiendo! ¿Habla ingles? Jakby co, to zawsze pozostaje uśmiech i język migowy - jakoś się dogadamy ;-)

Ostatnie miesiące to również czas trudnych decyzji (szczególnie dla Kasi). Zostały one już podjęte i tyle. Czasami realizacja marzeń jest trudna i wymaga rezygnacji z czegoś na czym nam zależy. Nie chciałbym niczego sugerować, ale taka postawa klasyfikuje się moim zdaniem do nominacji na "Zwykłego Bohatera" ;-)

Nie ma co rozpamiętywać się nad przeszłością. Jesteśmy tu i teraz, co w praktyce oznacza usilne próby redukowania bagażu ;-))) Wiem, wiem - powinniśmy być już dawno spakowani. Nie wyszło jakoś i pakujemy się na ostatnią chwilę. Waga jest nieubłagana i niemiłosierna. Szczególnie w sytuacji, gdy wszystko będziemy targać na własnych plecach. Okazało się, że masa rzeczy jest nam niepotrzebna i po kolejnych iteracjach, kończących się wyrzucaniem z plecaków czego się da, osiągnęliśmy stan akceptowalny - w sumie mamy ok. 25 kg gratów mniej niż podczas wyjazdu na Nową Zelandię ;-)))

Ech... Będzie się działo. Póki co, dziękujemy Wszystkim, którzy poświęcili nam swój czas i udzielili wielu cennych rad i wskazówek, których ciężko byłoby się doszukać nawet w najlepszym przewodniku. ¡Muchas gracias!

Niby mamy jakiś plan, ale jak będzie, to się okaże na miejscu :-)

Marcin & Kasia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz