No właśnie – zamek, blisko ścianka – prawie jak na Jurze ;-)
Jeżeli dołączymy do tego wątek eksploratorski (wszak w tych rejonach Polski
jeszcze nie byliśmy), to powód zarejestrowania tego wyjazdu na blogu jest
oczywisty. Wątek wspinaczkowy przewijał się od początku naszego pobytu nad jeziorem w rozmowach z Marcinem i Beatą - kiedyś się wspinali, a teraz nurkują. Wniosek zatem taki, że co ma wisieć - nie utonie ;-)
Podczas wyjazdu dzielnie towarzyszyła nam Zośka, zbierając
swoje pierwsze doświadczenia w klarowaniu sprzętu do nurkowania. Był to jej
debiut w takich okolicznościach. Z tego co widać poradziła sobie z tematem
równie dobrze co w skałach ;-)
Dwa dni nurkowania i sporo atrakcji. Najwięcej było ich na
płytkiej wodzie, gdzie można było podziwiać całą kolekcję starych butelek i
puszek po piwie, zatopiony rower oraz stado krasnali, które ugrzęzły na wieki w
mule. No dobra – było też kilka rybek i szczupak, który wszystkich ignorował..
Kasia mając więcej doświadczenia w nurkowaniu jeziorowym
skoncentrowała się na płytszej części jeziora, gdzie było najwięcej atrakcji (o
których mowa powyżej).
Poza nurkowaniem przybrzeżnym było też jedno głębsze. Nie
mogłem sobie odmówić zobaczenia tej słynnej podwodnej ścianki. Tym bardziej, że
przed nami wybrała się tam cała ekipa.
Jak warto zobaczyć, to warto. Popłynąłem
również ja. Wymagało to zejścia na 27 metrów (jak się później okazało znacząco
głębiej niż mogę w ramach posiadanych uprawnień ;) Jak było? Zimno, ciemno i
jeszcze automat mi na chwilę przymarzł przez co powietrze z butli schodziło
ciut za szybko. Sama ścianka, to raczej nachylony stok pokryty czymś w rodzaju
gliny. Oglądanie czegoś takiego to pełnowymiarowy masochizm ;-) Jedyny wniosek
po tym nurkowaniu był taki, że w polskich jeziorach lepiej w mokrej piance nie
nurkować, bo w temperaturze 8 stopni jest ciut za zimno.
Wyjazd krótki, ale udany i kolejny dowód na to, że dla Zośki
taki wypad jest równie ciekawy jak dla nas ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz