wtorek, 23 sierpnia 2011

Deja vu

13.05.2011 i to piątek… Jedziemy samochodem w kierunku południowym. W skały oczywiście. Z każdym przejechanym kilometrem zrzucamy Warszawę z barków. Dookoła zielono i oczy zaczynają odpoczywać… Frustrująca i męcząca jest ta Warszawa. Szczególnie mając perspektywę, że przez rok z kawałkiem zostają nam tylko weekendy… Ech… Otaczająca zieleń zamienia się w noc. Jedziemy dalej i każde z nas pogrążone jest w swoich myślach. Moje uciekają w kierunku południowo wschodnim – na drugą półkulę…  W pewnym momencie słyszę pytanie Kasi: „Marcin – a co by się stało jakbyśmy pojechali gdzieś jeszcze w tym roku?” Hmmm… „W sumie – nic. W najgorszym razie musielibyśmy rzucić robotę ;-) ”. Nagle puszczamy wodze fantazji. Wracamy myślami do jednego z pierwszych wieczorów na Nowej Zelandii, kiedy siedzieliśmy z butelką białego wina na plaży. Przy okazji wytrawnej konsumpcji i próby odnalezienia Wielkiego Wozu na nieboskłonie (który odjechał w niewiadomym kierunku ;-) )zrodził się pewien pomysł. Zabawne jest to, że z tamtego wieczoru powstał post, który jakimś dziwnym trafem nie został opublikowany. Pozwolę sobie zacytować kawałek:
 „(…)  W Waipu Cove udaje nam się jeszcze zaopatrzyć w butelkę zimnego białego wina, z którym lądujemy na plażyJ Bezchmurne nocne niebo… Tylko coś księżyc wschodzi nie z tej strony co trzeba i wielki wóz przejechał na inną stronę co zazwyczaj. Zastanawiamy się, czy to wina białego wina, czy tego, że znajdujemy się na drugiej półkuli ;-)  Przy okazji wina rodzi się pewien pomysł podróżniczy – objechanie trzech krajów wytwarzających dobre wina na trzech różnych kontynentach. Czas realizacji – bliżej nie określony. Może być 12 miesięcy, a nawet 12 lat ;-) ja już zaczynam mieć „wizję” (u mnie od „wizji” wszystkie pomysły się zaczynają) – Przejazd zachodniego wybrzeża Chile! Co tam Chile – przejechanie całego wybrzeża zachodniego Ameryki Północnej, Środkowej i Południowej! ;-) (…)”
Po pytaniu Kasi wracamy do tematu tamtego wieczoru. Ja mam wizję przejazdu drogą transatlantycką przez Amerykę Północną i Amerykę Południową. Szacujemy czas: 3 – 3,5 miesiąca starczy! J Dyskusja się ożywia – w zasadzie decyzję JUŻ podjęliśmy i całe to szarobure otoczenie nabiera koloru. Mamy cel ;-) Następnego dnia z radością idziemy na wspin J Wyjazdy w skały bywają inspirujące ;-)

Kolejne tygodnie nabierają rozpędu. Weryfikujemy co prawda nasz plan i ograniczamy koncepcję wyjazdu do 2 miesięcy. Zamierzamy się też skoncentrować tylko na America del Sur – na pewno Chile, z pewnością Argentyna, być może Boliwia… Zobaczymy co jeszcze. Na chwilę obecną widzimy największe wyzwanie w postaci języka. Kasia kiedyś się trochę hiszpańskiego uczyła, a ja to nawet „dzień dobry” nie potrafię powiedzieć. Znajdujemy jednak szybko Hugo i zakładamy, że przy 6 miesięcznej intensywności „złapiemy” trochę języka ;-) Damy radę ;-) Najważniejszy jest ten przypływ świeżej energii J
Mijają kolejne tygodnie. Hiszpański jakoś idzie – „Yo habla Espanol solo un poco” ;-) Pojawia się kolejne wyzwanie na horyzoncie – co z robotą? W zasadzie cały urlop już w tym roku wybraliśmy… No cóż… Trzeba spróbować z bezpłatnym. Kasia jest pełna optymizmu, ja mam wątpliwości, czy pomysł spotka się z akceptacją szefostwa… Od słowa do słowa i słyszę pytanie Tadeusza – „Co tam znowu wymyśliłeś?” – „Chile” – „Niczego bliżej nie było?” – „No wiesz…” – „Kiedy?” – „Listopad – grudzień…” Po kilku rundach rozmów słyszę odpowiedź – „Ok. – ale grudzień – styczeń” – „Ok. J Pasuje J Dzięki Tadek J”.  Kasia pomimo początkowego optymizmu odbija się jak od ściany… Słyszy korporacyjne NIE… Widzę w brązowych oczach dużą frustrację, która po chwili przechodzi w rozczarowanie – „To ja tyle lat się poświęcam i angażuję, a w sytuacji, gdy chcę zrobić coś, co jest dla mnie ważne – słyszę korporacyjne „NIE”… ”
Mijają kolejne tygodnie – różne scenariusze są rozpatrywane. Mamy już kupione bilety do Santiago de Chile. Machina ruszyła…
22.08.2011 – poniedziałek. Po trzech wyjazdach z rzędu do Doliny Będkowskiej na wspinanko, Kasia robi najtrudniejszą drogę w dotychczasowej wspinaczce i… składa wypowiedzenie – w końcu za 3 miesiące wylatujemy. Trzeba mieć odwagę żeby marzyć i determinację żeby te marzenia realizować… Co będzie dalej – zobaczymy. Póki co wznosimy toast pijąc chilijskie białe wytrawne – Carta Vieja… Ciekawe jak będzie smakować na miejscu w trakcie kolejnego lata tej zimy 2011 ;-)     

2 komentarze:

  1. Powodzenia I gratuluje odwagi ...tak trzymać.Ania Bennett

    OdpowiedzUsuń
  2. "Trzeba mieć odwagę żeby marzyć i determinację żeby te marzenia realizować" - podpisuję się obiema rąkami i nogami!
    ściskam,
    Scarlet

    OdpowiedzUsuń