niedziela, 10 kwietnia 2011

W poszukiwaniu wiosny

Pożegnaliśmy się już z jesienną Nową Zelandią, no i czas najwyższy na kolejną porę roku w tym pierwszym kwartale 2011 roku – czyli… Wiosnę J  Po naszym przyjeździe niestety marzliśmy okropnie przez kilka dni i z niecierpliwością oczekiwaliśmy wiosennego powiewu powietrza chociaż, bowiem wiosny jeszcze za bardzo nie widać niestety. Można byłoby oczywiście nawet na weekend gdzieś wyskoczyć - na przykład do Belgii  (z zaufanych źródeł wiemy, że tam już od jakiegoś czasu drzewa się zielenią, a na trawnikach są już kwiaty), ale istnieje ryzyko, że wystawilibyśmy się na krytykę w stylu „cudze chwalicie, swojego nie znacie”…

Tak więc po kilku dniach niepewności, nadziei i ciągłego sprawdzania prognozy pogody - 1 kwietnia zespół Agroclimbing przy wsparciu reprezentantki Team Bro Climbing ruszył krajową 7ką w kierunku południowym.
Była to dla nas prawie wyprawa w nieznane (zazwyczaj jeździmy trasą katowicką;-). Trzeba zaznaczyć, że przejazd 7ką to było takie zetknięcie z polską wielowymiarową kulturą drogową ;-) Początek niezwykle obiecujący. Europa normalnie. Smukła nawierzchnia drogowa. Aż do Radomia… Potem był jeszcze jeden przebłysk – obwodnica Kielc – dzięki jedynej w swoim rodzaju techniki oznaczeń drogowych o mały włos byśmy na nią nie wjechali... Za Kielcami inny świat. Urokliwe koleiny i brak pobocza… Jazda samochodem w Polsce to przygoda w końcu ;-) Pomimo przeciwności losu udało się jednak dojechać jeszcze tego samego dnia do Rzędkowic.

Mekka polskiego wyślizganego wapienia przywitała nas w sobotę przyjemną pogodą. Wiosny jednak widać nie było, ale niepokojący powiew powietrza było czuć już od rana ;-) Oszpejeni żelastwem wszelakim rzuciliśmy wyzwanie rzędkowickim klasykom. Drogi szły jedna za drugą, lina aż furczała na przelotach (ach ta ułańska fantazja). Była też próba przekroczenia własnych granic – zakończona boleśnie po locie ze zbójnickim przytupem z wysokości kilku metrów (porządnie zbita pięta, ale w jednym kawałku, co potwierdziło poniedziałkowe RTG).


Niedziela dostarczyła nam kolejnych wrażeń i nowych doświadczeń. Niespokojny duch „eksploratorów” zagnał nas na Podzamcze niedaleko Ogrodzieńca. Nie tylko nas z resztą ;-) Tu mieliśmy kilka obserwacji – wspinacze na Podzamczu są częścią otaczającego krajobrazu, a wspinająca się płeć piękna jest równie ciekawym obiektem fotograficznym, co zamek stojący dumnie na skałach ;-) Druga obserwacja sprowadzała się w zasadzie do odkrycia, że we wspinaniu pięta nie jest potrzebna ;-) Po sobotnich zbójnickich przytupach łatwiej przychodziło mi przemieszczanie się w pionie niż w poziomie ;-) Trzecia obserwacja – to otaczająca przyroda, która nieśmiało zaczynała o sobie dawać znać. Eksplozja zieleni już się gdzieś tam czai, ale na razie jeszcze tak nieśmiało buzuje w drzewach.



Z tego wyjazdu mamy wręcz przesłanie do świata: Nie stresujcie gałęzi, bo nie wypuszczą liści ;-)

PS – zamieszczone fotki pojawiły się tutaj dzięki uprzejmości Anny W. J 

2 komentarze:

  1. no pięknie pięknie, Rzędki chwalicie ;)

    Naszym odkryciem sezonu 2010 była Góra Birów, tam warto się przejechać!

    OdpowiedzUsuń
  2. Byliśmy w okolicy - widzieliśmy. Teren warty dalszej eksploracji ;-) My w zeszłym roku mieliśmy jazdę na Dolinę Wiercicy i jeszcze tam wrócimy

    OdpowiedzUsuń